Sztyce z możliwością regulacji podczas jazdy jeszcze kilka lat temu spotkać można było głównie w rowerach enduro, natomiast w konstrukcjach XC gadżet ten był dość egzotycznym widokiem. Czasy się zmieniają i dzisiaj dropper staje się powoli standardem w zawodniczych rowerach cross country. O tym kiedy i jak go używać, a także jaki model wybrać opowie Wam ambasador Shimano - Michał Topór.
Wbrew temu, co można by intuicyjnie pomyśleć, dropper nie daje wyraźnej przewagi na absolutnie każdym zjeździe. Różnicę można odczuć przede wszystkim na:
Stromych sekcjach, które wymagają zejścia nisko na nogach i odchylenia się do tyłu. Im większy zakres ruchu, tym skuteczniej można to zrobić.
Mocno „pofalowanym” i skomplikowanym terenie, w którym występują duże wyrwy/uskoki w podłożu. Wtedy możliwość pracy ciałem w zwiększonym zakresie staje się istotnym czynnikiem podczas „pompowania” i wybierania wszelkiego rodzaju dużych nierówności.
Wszelkiego rodzaju hopy (im bardziej strome wybicie ma hopka, tym mocniej pomoże sztyca) oraz dropy. Operowanie rowerem w locie oraz możliwość stłumienia lądowania za pomocą ciała jest dużą zaletą. opuszczonego siodełka.
Bandy. Tutaj podobna sytuacja jak w punkcie drugim, schodząc nisko na nogach można wycisnąć dużo więcej z każdego dobrze wyprofilowanego zakrętu.
Zjazdy trwające przynajmniej kilkanaście/kilkadziesiąt sekund. Aby cała operacja spuszczania i podnoszenia sztycy była czasowo opłacalna, zjazd na którym jej używamy musi mieć pewną długość, by nadrobić tą różnicę z nawiązką.
Dużej różnicy (w szczególności czasowej) nie odczujecie natomiast na:
Zjazdach o stosunkowo gładkiej i równej nawierzchni (np. szutrowych drogach). Tam gdzie duży zakres ruchu ciałem nie jest wymagany, dropper przestaje realnie pomagać.
Bardzo krótkich odcinkach zjazdowych. Jeśli nie jest to bardzo wymagający technicznie fragment, to prawdopodobnie nie zdążycie się nawet nacieszyć siodełkiem w dolnej pozycji, a co dopiero zyskać na tym dodatkowe sekundy.
Sztyca regulowana mogę być "game changerem" w trudnym terenie
Montaż „myk myka” w swoim rowerze do dopiero początek zabawy. Jeśli całe życie jeździliście z siodełkiem w górze, to prawdopodobnie będziecie musieli spędzić nieco czasu, aby przyzwyczaić się do nowej pozycji na rowerze i nauczyć wykorzystywać możliwości, jakie niesie ze sobą dropper. Pustka między nogami może się z początku wydawać dziwna, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Jednak trochę praktyki i szybko można do tego przywyknąć. Ważne aby ćwiczyć.
Sposób i taktyka używania droppera w XCO diametralnie różni się od tego w enduro. Tam sztycy używa się na ogół dość rzadko. Opusza ją na zjazd, który trwa przeważnie od kilku do kilkunastu minut, a następnie podnosi, aby móc podjechać na górę. Zdarza się oczywiście, że używa się jej częściej na trasie, ale uogólniając tak to właśnie wygląda.
W XCO interwał podnoszenia i opuszczania jest dużo częstszy. Zjazdy na trasach trwają zwykle od kilku do kilkunastu sekund, potem następuje podjazd lub płaski odcinek i tak w kółko. To sprawia, że nie zawsze opłaca się z niej korzystać, w szczególności jeśli jeździcie dobrze technicznie i dany zjazd nie stanowi problemu samemu w sobie.
Nauczenie się kiedy w ogóle korzystać ze sztycy na wyścigach, a kiedy lepiej sobie darować było dla mnie kluczowym aspektem w przystosowaniu się do jej użytkowania w rowerze XC. Są trasy, na których sztycy nie używam ani razu przez cały wyścig, mimo, że mam ją w rowerze. Oczywiście nie brakuje również takich, gdzie sztyca jest świetnym narzędziem, które pozwala dużo sprawniej poruszać się w terenie i oszczędzać cenne sekundy na wyścigu.
Wszystko zależy od sposobu użytkowania i „filozofii” danego ridera. Jeśli interesuje Was jedynie poprawa waszych możliwości terenowo-zjazdowych to sprawa jest prosta, wybierzcie największy, jaki zmieści się w Waszym rowerze (musicie dobrać go w zależności od tego jaką macie ramę, rozmiar i jak wysoko wysunięta jest sztyca w pozycji do zwykłej jazdy).
Jeśli jednak celujecie w ostre ściganie i niska waga jest dla Was istotna, przypuszczalnie wystarczy Wam coś w przedziale 80-120mm. Sam w swoim rowerze korzystam ze sztycy PRO Tharsis o skoku 80mm i do zastosowań stricte wyścigowych taki skok mi wystarcza. Gdybym jednak chciał użytkować mój rower bardziej turystycznie lub for fun, myślę, że sięgnąłbym na przykład po model Koryak o skoku 150mm.
Jak już wyżej wspomniałem, mój NS Synonym RC1 wyposażony jest aktualnie w sztycę PRO Tharsis. Towarzyszy mi ona od początku sezonu 2021, jestem więc już w stanie powiedzieć coś na temat jej użytkowania.
Sztyca chodzi bardzo gładko i płynnie, nie występuje efekt "złapania" przez uszczelki, który znam z innych dropperów.
Przez cały sezon nie było z nią żadnych problemów. Nigdy nie zawiodła mnie na żadnym treningu, a tym bardziej wyścigu. Dodam, że ani razu nie była przez ten okres serwisowana czy nawet przeglądana.
Nie łapie luzów na boki (poza takim minimalnym, który występuje w każdej, ale przez cały sezon nie powiększył się ani trochę). Ta przypadłość jest częstym mankamentem wielu dropperów, póki co jednak PRO nie wykazuje w tej kwestii żadnych objawów.
Podsumowując, opuszczaną sztycę do roweru XC poleciłbym jeśli:
Lubicie jeździć w ambitnym terenie i chętnie zjeżdżacie z szutrowych dróg do lasu.
Jeździcie w raczej górzystym terenie, gdzie zjazdy trwają przynajmniej kilkanaście sekund.
Lubicie wyzwania jakie sprawia Wam jazda w terenie, a szlifowanie techniki jazdy jest dla Was istotnym aspektem.
Kręcą Was wszelkiego rodzaju hopy i dropy.